XXV Bieg Niepodległości 2013

Miesiąc po pierwszych zawodach przyszedł czas na kolejny start. Tym razem był to XXV Bieg Niepodległości w Warszawie. Dobrze, że po pierwszym starcie opanowała mnie startowa euforia, bo gdy tylko rozpoczęły się zapisy to natychmiast dokonałem rejestracji i wpłaciłem wpisowe. Jak później się okazało gdyby nie ta euforia to mogłoby być różnie ze startem, bo limit uczestników został wyczerpany już po jednym dniu zapisów. Na szczęście udało się i mogłem po kilku dniach udać się po pakiet startowy. Na bieg zapisały się jeszcze dwie osoby ode mnie z pracy, więc startowaliśmy silną grupa. Po pakiet wybrałem się z Eweliną (która startowała także w Biegnij Warszawo) oraz z moją Ewą, która zapisała się na towarzyszący naszemu biegowi marsz nordic walking. Organizatorzy przygotowali dwa kolory koszulek – białe i czerwone… tak by biegacze podczas biegu, a głównie startu, utworzyli biało-czerwoną flagę. Ja wybrałem koszulkę białą.

Dzień startu nie był już tak stresujący jak podczas Biegnij Warszawo. Teraz już mniej więcej wiedziałem czego można się spodziewać, więc emocje były zdecydowanie mniejsze. Na start dotarliśmy wspólnie z Ewą i Eweliną, ale nie długo byliśmy razem, bo każdy startował z innej strefy. Ja dzięki nadspodziewanie dobremu wynikowi w Biegnij Warszawo załapałem się strefy drugiej co było dla mnie wielkim zaszczytem. W tym biegu nie czułem się jednak na tyle mocno by liczyć na poprawę wyniku z pierwszego startu… moje założenia były takie, że fajnie byłoby pokonać trasę w czasie poniżej 46 minut. Z takim nastawieniem czekałem na start. Przed startem podniosłości atmosferze nadało wspólne odśpiewanie hymnu państwowego. Wrażenie niesamowite gdy tyle gardeł naraz pokazuje swoją polskość. Następnie rozpoczął się start. Najpierw wystartowali zawodnicy na wózkach… chwilę po nich strefa VIP, w której biegł między innymi premier RP Donald Tusk. Potem strefa pierwsza i następnie przyszedł czas na nas… na strefę drugą. Gdy pierwsza strefa pobiegła poprowadzona nas na linie startu skąd po paru minutach wystartowaliśmy. Sygnał do startu, trucht całego tłumu w stronę bramki startowej, tuż przed nią start Endomondo i zaczęło się. Po prostu biegnę i nie skupiam się na czasie. Tym razem już nie było problemów z telefonem i dobrze słyszałem komunikaty z aplikacji. Nie zawsze wszystkie, ale ogólnie miałem świadomość jak mi idzie. Trasa była prosta i płaska… Płaska prócz dwóch podbiegów pod wiadukt, które to podbiegi, o dziwo, poszły mi nadzwyczaj gładko i wbrew oczekiwaniom zamiast tracić na nich to sporo nadrobiłem. Trasa była wyznaczona w taki sposób, że prowadziła 5km prosto, a następnie była nawrotka i 5 km powrotu tą samą trasą. Kryzys dopadł mnie około 4 km. Pomyślałem wtedy „Kurcze… jeszcze nie było nawrotki, a ja już ledwo żyję”. Na szczęście przetrwałem najgorsze i potem już było dobrze. Energii dodawały tłumy kibiców wzdłuż całej trasy. Pogoda dopisała, więc wielu warszawiaków wyszło nas wspierać i to było piękne. Ludzie wyciągali ręce by przybijać piątki i wiwatowali. Przez całą trasę nie widziałem żadnego oznaczenia kilometrów, ale jeden udało mi się przypadkiem dostrzec. Był to kilometr nr 9. To był piękny moment. Z dala było już widać metę, więc nogi niosły już same. Po przekroczeniu linii mety szybko wyłączyłem Endomondo i co prawda nie był to oficjalny czas, ale według telefonu wyglądało na to, że jest życiówka. Nie mogłem w to uwierzyć. Po chwili otrzymałem sms z oficjalnym czasem i wszystko się potwierdziło. 42 minuty i 54 sekundy… od tej chwili to mój nowy rekord życiowy na 10 km. Potem medal, napój, banan… i drugi start był już za mną. Po chwili bieg ukończyła też reszta naszej paczki. Ewa zrobiła bardzo dobry czas w swoim debiucie nordic walking… dystans marszu to 6,5 km, a Ewe pokonała trasę poniżej godziny. Brawo. Ewelina była nieco rozczarowana, bo zrobiła czas trochę gorszy niż na Biegnij Warszawo… a potem dołożył jej jeszcze Wojtek (nasz kolega z pracy), który wyprzedził ją o jedną sekundę. Każdy sportowiec dobrze wie co się wtedy czuję… zawsze można przegrać… no ale o jedną sekundę? Takie porażki najbardziej bolą. Nie pozostaje nic innego jak trzymać kciuki za Ewelinę by odegrała się podczas następnego startu:)

Dodaj komentarz